środa, 19 lutego 2014

11.

 - Louis, jak Ty się odzywasz do Niall'a ! Co Ty wyg... - mama krzyczała na mnie i byłem pewny, że jeszcze chwile i mogłaby stracić panowanie nad sobą i dostałbym w policzek. Lecz gdy zobaczyła minę Niall'a to urwała swoją wypowiedź.
- Skąd... skąd Ty cokolwiek wiesz ? - zapytał wyraźnie zdziwiony i oszołomiony. Nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować ale na mnie to nie robiło najmniejszego wrażenia. W końcu odchrząknął i spojrzał to na mnie to na mamę. - Nie wiem skąd wiesz cokolwiek w tej sprawie i nie chcę w to wnikać. Abby nic Ci nie mówiłem, bo to było dawno temu i nie chciałem o tym pamiętać. To jest rozdział zamknięty i nigdy nie chciałem już sobie o tym przypominać. Ale skoro Louis tego chce to będę ,usiał Was wszystko wyjaśnić.
 Prychnąłem i pokiwałem przecząco głową. Co to czas na wymyśloną historyjkę ? Nie dam się mu tak łatwo. Moja mama i tak była w nim tak ślepo zakochana, że uwierzy w każde jego słowo.
- Rozumiem, że to zamknięty rozdział w Twoim życiu ale jako, że jesteśmy małżeństwem to powinniśmy o sobie wszystko wiedzieć. Ja Ci powiedziałam o mojej przeszłości. - powiedziała mama, a ja zauważyłem ogromne rozczarowanie i smutek wypisany na jej twarzy. Zrobiło mi się przykro.
- Wiem i przepraszam Abby. Nie powinienem, ale...
- Mamo mogę lizaka  - do salonu weszła Brooke z szerokim uśmiechem. - Proooosze. - zrobiła słodka minkę, a mi delikatnie uniosły się kąciki ust.
- Dobrze skarbie tylko idź do Liam'a do pokoju się z nim pobawić dobrze ? - mama dała jej słodycz na patyku, a ta pokiwała głową i podążyła w stronę schodów.
- To może od początku. - zaczął Niall, gdy szatynka zajęła miejsce obok niego., - Było to kiedy miałem 15 lat, zanim poszedłem do Xfactora. Mieliśmy ciężką sytuację, a rodzice odliczali pieniądze aby przetrwać do następnego miesiąca. Ja tymczasem wpadłem w złe towarzystwo. No i zaczęło się. Ale spróbowałem tylko raz. Dalej byłem tylko pośrednikiem. Miałem dostęp do narkotyków i innych używek, więc załatwiałem towar innym i pobierałem za to pieniądze do czasu gdy zacząłem poważniej myśleć o Xfactorze. Wtedy rzuciłem wszystko i... Dalszą historię już znacie. Przepraszam, że Wam nic nie powiedziałem, ale nie chciałem o tym wspominać, nie ma czym się szczycić, po prostu chciałem pomóc lecz nie umiałem. - zapadła cisza, a ja nie wiedziałem co o tym wzzhstkim myśleć. Mówił to z przekonaniem. Czgli musiała to być prawda. Wygłupiłem się, ale nie chciałem tego po sobie pokazać.
- Niall... - zaczęła mama - Ja... Rozumiem, wierzę Ci tylko... Mogłeś mi powiedzieć. - wstała po czym przytuliła swojego męża. Uznałem, że powinienem coś powkedzieć, ale nie wiedIałem co. Z drugiej strony, nie chciałem czuć wobec niego jakiegoś długu wdzięczności, więc postanowiłem nie brać nerki.
- To nie zmienia faktu, że nerki i tak od ciebie nie chcę ! - krzyknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Spojrzałem na telefon i ujrzałem jedna wiadomość.
"Ty już pewnie w domu leniuchujesz, a ja się męczę jeszcze z hiszpańskim"
Od Victorii. Taa leniuchuje. Wolałbym już męczyć się w szkole niż czekać na kazanie rodziców. Nim zdążyłem odpisać, do pokoju wbiegła rozzłoszczona mama
- Co to ma znaczyć ?! Jak Ty się odzywasz do mnie i do Niall'a ? On Ci chce podarować narke a Ty jakieś fochy strzelasz ? Mój drogi on robi to ze swojego dobrego serca więc pokaż, że Ty też je masz i przyjmij od niego pomoc. - zakończyła swoją wypowiedź patrząc na mnie karcącym, a zarazem pełnym nadzieji spojrzeniem.
- Mamo. Ja nie chcę pomocy od kogoś kto żyje w kłamstwie, a poza tym...
- A Ty nas nie okłamujesz ? Przecież ile razy wracałeś poobijany, a Twoimi wymówkami były powiedzenia, że się przewróciłeś czy potknąłeś - przerwała mi i tym samym spowodowała, że nie wiedziałem co powiedzieć. Miała rację. W kłamaniu byłem bezbłędny, a wytykałem to innym. - Proszę przemyśl swoje zachowanie, bo jutro z rana jedziemy do szpitala.
- Chyba sobie żartujesz ? - znów się zerwałem. Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że ja nie chcę od niego pomocy nawet jeśli w kłamaniu jestem gorszy od niego i nawet jeśli on jest najlepszą osobą na świecie ?
- Na dializę. - skwitowała po czym wyszła z pokoju. Dobrze, mogłem się tak męczyć, a może znajdzie się ktoś inny kto podaruje mi nerkę. Zresztą... Czemu mama nie może tego zrobić ?

"Spotkamy się wieczorem ?"
Wysłałem sms'a do Victorii. Chciałem jej zapytać o radę, albo po prostu wygadać się.
"Jasne. Może spacer ?"
"Przyjdę po Ciebie o 19".
"Będę czekać"
Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Miałem mętlik w głowie. On chce mi pomóc, a ja to odrzucam. Dlaczego ? Wydawało mi się, że znam odpowiedź, ale nikt nie mógł mi w tym momencie pomóc. Powoli miałem dość samego siebie. Czułem się jakby ugryzł mnie wąż, a ja nie potrafiłbym wyssać z siebie jadu.
- Jestem okropnym człowiekiem. - powiedziałem na głos po czym zacząłem analizować wszystko w głowie. Mama ma mnie dość, Niall... sam nie wiem jak on mnie traktuje... Liam się mnie boi i nie chce ze mną rozmawiać, a Brooke jest za mała, żeby cokolwiek zrozumieć. Co do reszty rodziny było podobnie. Tylko Victoria była moją nadzieją na poprawę. I może właśnie powinienem poddać się tej przemianie...
 Gdy wybiła dana godzina, ubrałem się i bez słowa opuściłem dom po czym pospiesznie podążyłem w stronę domu Styles'ów. Śnieg jak zwykle padał, a ja naciągając kaptur przyspieszyłem kroki u schowałem dłonie do kieszeni. Szatynka właśnie zamykała za sobą drzwi gdy zbliżałem się. Z uśmiechem ruszyła w moją stronę, a ja mimo tego nie potrafiłem. Chyba po raz pierwszy od dawna.
- No co jest Louis ? - zapytała po czym mnie przytuliła.
- Emm... Muszę Ci coś powiedzieć. - zacząłem a ta spojrzała na mnie z przerażeniem. - Przejdziemy się ?
- Mów co jest. - odpowiedziała od razu po czym ruszyła za mną. Sam nie wiedziałem jak ona zareaguje na tę wiadomość.
- Przyszły wyniki badań i okazało się, że mam chore nerki. - wypowiedziałem, a ta zrobiła wielkie oczy. - I Niall ma być dawcą.
- To chyba dobrze ? - zapytała, a ja skrzywiłem się. Już sam nie wiedziałem. Miałem ochotę rzucić się na górę śniegu i zostać tam, żeby ktoś sam za mnie zadecydował.
- Tyle, że ja... Ja nie chcę żeby on coś dla mnie robił. Po prostu nie chcę mieć jakiegoś długu wdzięczności.
- Normalny jesteś ? - spojrzałem na nią, a ta wytrzeszczyła oczy w moją stronę. Odpowiedź brzmiała nie, ale to już wiedziałem od dawna. - Przecież on chce Ci pomóc, więc przyjmij tą pomoc.
- Tyle, że ja nie chcę jego pomocy rozumiesz ? On jest dla mnie jak obca osoba, już prędzej przyjąłbym pomoc od wujka Zayn'a czy od Harry'ego. - znów to robiłem. Myślałem, że chcę się zmienić, a gdy już byłem przekonany nagle zmieniałem zdanie i wszystko psułem.
- Zastanów się czasem co mówisz. Przykro mi Louis ale zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Ktoś Ci ofiaruje pomoc, kocha Cię, opiekuje się Tobą, a Ty tego nie doceniasz. - wyrzuciła mi wszystko w twarz, a mnie aż zabolało. Miała rację, tylko nie rozumiała jednego...
- No wiesz łatwo Ci mówić skoro nie masz takich problemów jak ja. Nie jesteś chora, masz kochającą rodzinę, masz prawdziwego ojca i prawdziwą matkę, którym możesz powiedzieć wszystko. Możesz mieć wszystko czego pragniesz na świecie, ale to ja jestem rozkapryszonym dzieckiem ? - dlaczego to powiedziałem ? Może po prostu... tak czułem ? Czułem się poszkodowany z powodu, że nigdy nie poznałem swojego ojca, że nigdy nie usłyszałem jego głosu, śmiechu. Nigdy nie powiedział mi, że cieszy się, że ma takiego syna jakim jestem.
Zauważyłem, że dziewczynie napłynęły łzy do oczu. Dopiero teraz zrozumiałem co tak naprawdę powiedziałem.
- Vicky ja... Ja nie chciałem przepraszam, to nie tak. - jednak to nie pomogło, bo szatynka już płakała. Chciałem ją przytulić, chociażby dotknąć, ale nie potrafiłem, wiedziałem, że mnie odrzuci.
- Powiedziałeś dokładnie to co chciałeś. To nie moja wina, że mam szczęśliwą rodzinę, chociaż ojca nie widzę wcale tak często, bo ma pracę, teraz ma podjąć następną, nie wiadomo po co, więc jeszcze rzadziej będę go widywała. Ale Ty masz to gdzieś. W Twoim świecie istniejesz tylko Ty. Więc pozwól, że ja z niego odejdę, ale duszę się pośród Twojego egoizmu. - osoba, którą kochałem wyrzuciła mi w twarz co o mnie myśli, a mnie to strasznie bolało. Nie wiedziałem, że ma mnie za samoluba. Przecież nie interesowałem się tylko sobą. Chyba, że... Nie, to nie jest prawda. - Muszę już iść. - ruszyła w stronę domu, a ja chciałem ją zatrzymać. - Nie dotykaj mnie ! Idź sobie, bo nie mam ochoty Cię oglądać.
- Ale Vicky...
- Zostaw mnie ! - dorzuciła głośniej co spowodowało, że prawie podskoczyłem. Była na mnie wściekła i nie ukrywała tego.
- Przepraszam.
- Nie interesuje mnie to. - ruszyła truchtem w stronę swojego domu, a ja stałem w miejscu wsłuchując się w jej kroki mając ochotę cofnąć czas....

♦♦♦

- Louis wstawaj. Jedziemy na dializę. - obudził mnie głos mamy, a ja skrzywiłem się. Nie spałem pół nocy. Zresztą wróciłem późną porą. Spacerowałem po okolicy rozmyślając nad wszystkim. Od kiedy Vicky nie chce mnie znać czuję jakbym stracił już wszystko. - No dalej dalej. - pospieszyła mnie, a ja z jękiem podniosłem się z łóżka i powędrowałem do łazienki.
 Uszykowany już zszedłem na dół żeby coś zjeść. Po kilkunastu minutach siedziałem już w aucie wraz z mamą i jej mężem.
- Po co jedziemy w trójkę ? - chciałem od razu zapytać dlaczego ON jedzie, ale stwierdziłem, że oszczędzę sobie kazań. Zresztą, nie miałem ochoty z nikim rozmawiać a tym bardziej się kłócić.
- Żebyśmy wiedzieli gdzie dokładnie iść, bo na dializy będziesz musiał jeździć co 3 dni. - pokiwałem tylko głową i do samego końca trasy nic się nie odezwałem. Weszliśmy do ogromnego budynku i od razu wykrzywiłem się czując tak znienawidzoną przeze mnie woń. Ruszyliśmy korytarzem do odpowiedniego oddziału. Po drodze mijałem wiele chorych pacjentów. W tym małe dzieci. I tych właśnie ludzi będę widywał kilka razy w tygodniu. - Zaczekaj tu. - mama pozostawiła mnie na boku korytarza po czym sama poszła z Niall'em do recepcji. Niewątpliwie szeptali jakby nie chcieli abym cokolwiek usłyszał. Po chwili wrócili, a ja spojrzałem na nich krzywo.
- Dobrze to chodź.
- Powiedz gdzie to dam sobie radę. - odpowiedziałem, a ta widocznie się zmieszała.
- Ostatnie drzwi na prawo. - rzuciła po czym nie wiedziałem dlaczego przytuliła mnie jakbym miał umierać. Spojrzała na mnie ostatni raz, a ja miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Zdziwiło mnie to trochę. Ruszyłem korytarzem po czym zapukałem do drzwi. Słysząc formę grzecznościową wszedłem do środka.
- Pan Louis Horan, zgadza się ? - zapytał już na wejściu lekarz, a ja pokiwałem głową. Rozejrzałem się i zdziwiło mnie to, że w sali było łóżko szpitalne. Spodziewałem się raczej jakiegoś fotela. - Proszę usiąść. - rozkazał mi, a ja wykonałem polecenie. Zacząłem się trochę denerwować. Sala była niesamowicie biała i jasna co trochę raziło w oczy. Rozebrałem kurtkę po czym czekałem na lekarza, który już miał strzykawkę w ręce choć nie bardzo wiedziałem po co. Po chwili jednak poczułem ukłucie w ramieniu. - I jak się pan czuje ? - zapytał, a ja się zmieszałem. Chyba nie tak wygląda dializa ?
- Emm... dobrze ?
- Żadnych zawrotów głowy, mdłości. - powiedział to niezwykle uważnie mnie obserwując, a ja poczułem, że robię się senny.
- Znaczy... Trochę tak jakby... - czułem, że ciemno robi mi się przed oczami. Co się dzieje ? Przecież miałem tu przyjść na zwykłą dializę ! Po chwili nie czułem już nic. Była tylko ciemność.


__________________________________________________
 Ferie się skończyły także płaczę i wstawiam dopiero dzisiaj. Następny rozdział będzie chyba krótszy i z perspektywy Abby. Tylko ten jeden mam na razie zamiar napisać z perspektywy kogoś innego. No i jeżeli ktoś czytał PNNSP to szykujcie się na pewną powtórkę, która mnie niesamowicie cieszy ;))
 Rozdział średnio mi się podoba i pewnie jakieś błędy są, bo część pisałam na telefonie ;))
Kocham
black.character




czwartek, 13 lutego 2014

10.

- I jak byłeś grzeczny ? Bo wujek Harry mówił, że problemów nie było. - zagadała mama gdy ledwie wsiedliśmy do auta.
- Wszystko w porządku. Na badaniach byłem, wziąłem Victorię na koncert Wild Angels z okazji jej urodzin. - odpowiedziałem, a ta pokiwała głową. - A co u wujka Liam'a ?
- Planują przeprowadzkę do Nowego Jorku, bo Lola ma dostać awans.
- Nieźle sobie radzą.
 Do końca trasy nie bardzo ich słuchałem. Czekałem aż będę mógł wysiąść z auta, wziąć prysznic i położyć się by pomyśleć.
- A wyniki badań będą jutro tak ? - zapytała mama gdy dojechaliśmy, a ja pokiwałem głową po czym odpiąłem pas i wyszedłem z auta z torbą podążając w stronę drzwi wejściowych. Poczekałem aż Niall podejdzie i użyje klucza. Unikał mojego wzroku. W sumie rzadko próbował nawiązać ze mną kontakt i słowny i wzrokowy. Poddał się, bo po prostu wiedział, że będę pasywny. Trudno. Brzydziłem się kłamstwem, więc nie zamierzałem przystawać z kłamcami. Gdy wreszcie drzwi się otworzyły przeszedłem przez nie i poszedłem na górę do swojego pokoju. Tak jak chciałem wziąłem prysznic i rzuciłem się na łóżku z telefonem w ręce. Na wyświetlaczu miałem nowe zdjęcie. Byłem na nim ja wraz z roześmianą Victorią. Zrobiłem je podczas koncertu. Dziewczyna pokazywała z radością całe swoje uzębienie. Przejechałem opuszkiem palca po ekranie gdy do pokoju weszła mama uprzednio pukając.
- Jak się masz skarbie ? - zapytała przysiadając na łóżku. Rozejrzała się wokół. Pokój nie zmienił się aż tak bardzo od kilku lat. Tylko na ścianie przybyło więcej plakatów i moich rysunków. Jeden jedyny plakat z zespołem mojego ojca był przyklejony do drzwi. Wzrok kobiety spoczął na moim stoliku nocnym. Uśmiechnęła się delikatnie widząc zdjęcie mojego taty w ramce. Bałem się, że zaraz wypowie słowa których tak nie lubiłem.
- W porządku. - powtórzyłem po raz kolejny te same słowa co w aucie.
- Ciocia Lola zapraszała nas do siebie na święta, ale odmówiliśmy, bo wiemy jak boisz się latać, a nie zostawię Cię samego. - powiedziała, a ja zwróciłem na nią swój wzrok. Twarz miała przygnębioną, ale puściła mi delikatny uśmiech.
- Dziękuję. - odpowiedziałem jej, a ta wyraźnie się rozchmurzyła. Dlaczego ja tak ją raniłem ? Dlaczego musiałem być takim draniem, że moja własna mama musiała czuć ból gdy ze mną rozmawiała... - W takim razie święta w Londynie ? - zagadałem, a ta pokiwała głową.
- Ostatnio spędziliśmy je u wujka Zayn'a, więc teraz albo u nas albo u Harry'ego. - puściła mi oczko, a ja pokiwałem głową. - Dobrze to ja idę położyć Brooke, bo pewnie Niall już ją wykąpał. Dobranoc słonko. - przybliżyła się do mnie i pocałowała w czoło.
- Dobranoc mamo. - odpowiedziałem, a ta z uśmiechem opuściła mój pokój. Naprawdę nie potrafiłem choć tyle zrobić dla tej kobiety ? Okazać jej trochę miłości ? Spojrzałem ostatni raz na wyświetlacz telefonu i ujrzałem tam wiadomość.
"Będziesz czekał na mnie pod szkołą ?"
Vicky. Uśmiechnąłem się do ekranu. Dziewczyna moich marzeń chce abym to JA za nią poczekał. Cieszyło mnie to niesamowicie ale rozumiałem, że to też pewnie dlatego, że bała się spotkania z Ian'em...
"Oczywiście. Ale w zamian proszę moją ulubioną kawę".
"Nie ma sprawy. Do jutra. Dobranoc."
"Dobranoc".
Odłożyłem telefon i uśmiechnąłem się. Znowu. Nie mogłem uwierzyć, że to dzięki jednej osobie tak się zmieniam. Może to ona zmieni mnie na dłużej ?

 Wstałem o dziwo uszczęśliwiony co jest dość dziwne patrząc z perspektywy ucznia, który ma sprawdzian z matematyki lecz dobrze wiedziałem, że matma jest moją dobrą stroną, a do tego rano wesprze mnie nie kto inny jak ta urocza dziewczyna.
 Po tym jak ubrałem świeże ubrania zszedłem na dół z torbą przewieszoną przez ramię. Poszedłem do kuchni, by zjeść jakieś szybkie śniadanie.
- Cześć mamo. - rzuciłem widząc kobietę krzątającą się po kuchni. Sięgnąłem sobie mleko z lodówki i zalałem płatki musli.
- Cześć synku. Mógłbyś dziś po szkole zająć się Brooke ? Muszę dłużej zostać w pracy, a Niall ma pomóc Harry'emu w jakiejś sprawie. - zapytała, a ja pokiwałem głową.
- Wracam dziś o 14 także nie ma problemu. - czyli jednak postanowiłem zastopować z byciem chamem tak ? Nawet nie kontrolowałem swoich odruchów.
- Dziękuję. A co Ty taki rozweselony ? - zapytała gdy do pomieszczenia wszedł mój młodszy brat Liam. - Kochanie proszę załóż dziś ten cieplejszy sweter. Na dworze jest mróz, a Ty dopiero byłeś chory. - powiedziała do nastolatka, a ten przewrócił oczami lecz posłusznie ruszył do pokoju się przebrać. Ja odłożyłem puste naczynia do zmywarki. - Więc ? - zapytała, a ja zmarszczyłem brwi. Myślałem, że Liam przykuł jej uwagę i już zapomniała o mnie.
- Emm... Tak po prostu, bez powodu. - odpowiedziałem po czym uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem do wyjścia. Ubrałem swoje buty, płaszcz i szalik po czym zabrałem klucze i wyszedłem z domu. To ja miałem czekać na Victorie, nie ona na mnie, a była już godzina 7:40, więc przyspieszyłem kroku. Zająłem miejsce na jednej z ławek i mimo iż było zimno, miałem zamiar czekać, tak jak obiecywałem. Wzrokiem wypatrywałem Ian'a, żeby nie zaszedł mnie od tyłu ze swoimi osiłkami lecz nie pojawił się. Zamiast niego ujrzałem wysiadającą szatynkę z auta, w którym siedziała Emily i kiwała w moją stronę, trzymającą dwa kubki w swoich drobnych dłoniach. Szła w moim kierunku z szerokim uśmiechem.
- Hej Lou. - odezwała się swoim cudownym głosem po czym podała mi kubek z kawą i... przytuliła mnie. Odwzajemniłem z największą radością uścisk. Czułem, że nasze relacje się zmieniły. Miałem nadzieję, że te zmiany nie ustaną w jednym miejscu.
- Witam pokręconą. - odpowiedziałem po czym przeczesałem ją po włosach co bardzo ją drażniło, ale przy okazji robiła uroczą, obrażoną minkę. - I dziękuję. - dodałem po czym łyknąłem kawy, która rozgrzała moje zmarznięte ciało.
- Jak jeszcze raz potargasz mi włosy to Ci ją odbiorą. - wskazała palcem na kubek, a ja zaśmiałem się słysząc jej ton głosy, którego miałem się chyba przestraszyć.
- A może chcesz oddać ? - zapytałem nachylając się, by mogła dosięgnąć moich włosów lecz ta tylko prychnęła, bo doskonale wiedziała, że moje włosy za każdym razem są w nieładzie. - Rozumiem, że wygrałem ? - zapytałem z triumfalnym uśmiechem, a ta tylko zdzieliła mnie ręką i ruszyła w stronę drzwi szkoły koło których kręciło się coraz więcej uczniów.
- Zaczynam matmą. - wykrzywiła usta wyrażając ogromny wyraz czego ja kompletnie nie rozumiałem.
- Przecież matma jest świetna! - po tych słowach dziewczyna ponownie prychnęła i zaczęła przedrzeźniać mój głos.
- "Matma jest świetna, a ja jestem ogromnym mózgiem, który nie ma problemu z niczym prócz z samym sobą" - udawała mój głos robiąc przy tym głupie miny.
- Tsss... spadaj. - odgryzłem się po czym weszliśmy roześmiani do szkoły, a ja odprowadziłem dziewczynę pod klasę. - Ty zaczynasz matmę, a ja zaraz po Tobie mam sprawdzian także proszę, nie wyprowadzaj profesora z równowagi. - dopowiedziałem szczerząc się przy tym, a ta uniosła brwi do góry.
- Proszę Cię, nawet gdyby ktoś ukradł mu zdjęcie jego kota, które ma na biurku to dałbyś radę zaliczyć sprawdzian na najlepszą ocenę.
- Oj już proszę, nie przesadzaj, bo się rumienię. - odpowiedziałem i ponownie już dziś się uśmiechnąłem. Nie mogłem uwierzyć w to, że to takie łatwe i jednocześnie wspaniałe. Może rzeczywiście czas na zaakceptowanie swojego życia i brania z niego co się da ? Dzwonek zadzwonił, a ja puściłem oczko dziewczynie i ruszyłem w stronę swojej klasy.

 Wracałem właśnie do domu uśmiechając się do telefonu na widok wiadomości, którą otrzymałem po pierwszej lekcji.
" Powodzenia mistrzu nie muszę Ci życzyć, więc dostań choć raz jedynkę, żebym czuła, że rozmawiam z kimś na moim poziomie".
Victoria miała niesamowite poczucie humoru i potrafiła się ze mną porozumieć jak nikt inny. Chciałem, by nasza bliższa znajomość trwała jak najdłużej. Otworzyłem drzwi i rzuciłem torbę przy wyjściu po czym rozebrałem się.
- Już jestem Liam. - rzuciłem w przestrzeń po czym podążyłem do salonu gdzie pewnie przebywał mój brat z siostrą. Zamiast nich spotkałem tam mamę z Niall'em. - Miało Was nie być. - rzuciłem pierwsze co mi przyszło na myśl.
- Musimy porozmawiać. - oznajmiła mama, a ja zastanawiałem się o co może chodzić. Może Ian podał mnie na policję za pobicie i wtargnięcie do jego domu ? Akurat na to miałem powód. Po chwili dojrzałem, że moja rodzicielka trzyma w rękach jakieś papiery. - Przyszły wyniki badań. - dopowiedziała, a ja bałem się, że pewnie znów będę musiał brać te ohydne tabletki na niedobór żelaza. - Louis... Będziesz musiał mieć przeszczep nerki, ponieważ nie funkcjonują prawidłowo. - oznajmiła, a ja zbladłem. Czyli zacznie się teraz panika, że dopadnie mnie z czasem coś gorszego, jak ojca.
- Mhm... No to... Będę musiał znaleźć dawcę. - powiedziałem po czym opadłem na fotel na przeciwko rodziców.
- Dostaniesz nerkę od Niall'a. Zgodził się, a ja niestety nie mogę Ci jej podarować. - odpowiedziała, a we mnie się zagotowało i zerwałem się na równe nogi.
- Że co ?! Chyba sobie żartujesz ?! Nie wezmę nerki od tego ćpuna ! Wolę już zdychać ! - wyrzuciłem wszystko jednym wydechem po czym ujrzałem przerażone i zszokowane spojrzenie Niall'a. Czyli się wydało. Czułem jak moje tętno przyspiesza, a temperatura ciała wzrasta. Z tego już się nie wymiga.


____________________________________________________
 Macie 10 no i wiecie już dlaczego Louis tak nienawidzi Niall'a. Ale więcej w następnym rozdziale ;))
Dziękuję, że ktokolwiek czyta i będę dla tych kilku osób pisać. Prawdziwi fani przetrwali lecz inni albo mnie opuścili ze względu na to jak długo nie pisałam lub dlatego, że po prostu zapomnieli o mnie i o całym opowiadaniu. Ale podejrzewałam, że tak się stanie ;)) Szkoda.
Kocham
black.character 

niedziela, 2 lutego 2014

9.

- Nie wiem dlaczego taki jest... Współczuję Abby, bo ona naprawdę kocha go najmocniej na świecie, a on się jej tak odpłaca. - to była Emily. Czyli uważają, że ranię moją mamę ?
- Drażni mnie też to, że jest taki oschły dla Niall'a. Nie wiem czy on go czymś uraził ? - czyli miałem rację, że nikt o tym nie wie prócz mnie. Skrzywiłem się. Brzydziło mnie to, że oszukuje nie dość moją matkę to jeszcze swoich przyjaciół. 
- Wiesz... Może boli go to, że nigdy swojego biologicznego ojca nie poznał i to dlatego jest taki oschły ? 
- Racja ! Tyle, że on mówi, że żałuje, że nie poznał PRAWDZIWEGO ojca... To mnie też martwi. I do tego twierdzi, że Liam'a kocha bardziej. Dziwne, że o Brooke nie jest zazdrosny... Ale może dlatego, że jest małą dziewczynką, a syn to jednak syn. 
 Nastała cisza... Usłyszałem jak ktoś wzdycha głęboko. Zerknąłem do salonu i zauważyłem jak Emily siada Harry'emu na kolanach.
- Nic nie jesteśmy w stanie zrobić kochanie. On musi chyba jeszcze dorosnąć. Jest w tym trudnym okresie dojrzewania, więc wierzmy, że jeszcze się zmieni i pokaże jaki naprawdę jest Louis.
Na palcach ruszyłem w stronę schodów i podążyłem na górę. Nie mogłem już tego znieść. Pokaże jaki naprawdę jest Louis. Ale który Louis ? Ja czy mój ojciec ? Nie wiedziałem co zrobić... Miałem ochotę wyjść i biec w nieznane, najszybciej jak się da. Ale zrobiłem coś innego. Stanąłem przed drzwiami do pokoju i zapukałem energicznie. Po chwili otworzyła mi ciemnowłosa.
- O Louis, wchodź wchodź. - zaprosiła mnie do środka z uśmiechem lecz ja nie tego chciałem, byłem zbyt nabuzowany.
- Vicky... Mam prośbę. - zacząłem, a ta spojrzała na mnie pytająco. - Proszę, wyjdź ze mną na spacer. Tak po prostu. Bo boję się, że jak wyjdę sam to zrobię coś głupiego. 
 Zauważyłem strach w oczach dziewczyny, ciekawość, a jednocześnie zdziwienie. Lecz nie pytała o nim tylko zbiegła ze mną po schodach i ubrała buty oraz płaszcz.
- Mamo, tato idę z Lou na spacer, będziemy na kolację ! - krzyknęła, a słysząc potwierdzenie z salonu otworzyła frontowe drzwi, a ja wyszedłem tuż za nią. 
 Ruszyliśmy w prawo w stronę parku. Szliśmy szybciej niż normalne osoby na spacerze, a Vicky prawie biegła próbując dotrzymać mi kroku.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi ?! - zapytała nie potrafiąc dłużej wytrzymać, jednocześnie zdyszana i zła. Patrzyła na mnie. Czułem jej spojrzenie na sobie. 
- Po prostu mam już dość ! Mam dość ich oczekiwania na mojego ojca ! - wykrzyczałem to w końcu z siebie po czym usiadłem na krawężniku chodnika. Na ulicach było już ciemno i nie widziałem żadnych osób prócz nas. Zresztą i tak nie przejąłbym się ich opinią. 
- Nie rozumiem. O jakim oczekiwaniu Ty mówisz ? - zapytała po krótkiej chwili widocznie zdezorientowania.
- Mam dość gadaniny jak to jestem podobny do swojego ojca z wyglądu lecz z charakteru jestem "zupełnie inny niż Louis" lub "nie taki jak Louis". - dodałem, by szatynka bardziej zrozumiała co mam na myśli. Podciągnąłem kolana pod brodę i oparłem o nie czoło. Poczułem jak dziewczyna siada obok mnie.
- Co Ty mówisz. Na pewno tak nie jest. Wszyscy kochają Cię takim jaki jesteś. Nie oczekują tego samego Louisa. On jest jedynie w naszych sercach. - po każdym zdaniu dziewczyna robiła dłuższą przerwę tak jakby zastanawiała się jak wszystko ładnie dobrać w słowa. Tyle, że w tym momencie mogła mówić co tylko chciała. Ja wiedziałem jaka jest prawda.
- Vicky. Nie raz już to słyszałem, więc nie wmawiaj mi, że tak nie jest. Myślą, że jeżeli mam jego imię i jestem do niego podobny to będę taki sam jak on. Może potrafiłbym, ale tylko i wyłącznie jeżeli sam bym tego chciał. Bo wiem, że potrafię się zmienić, ale gdy wszyscy wokół patrzą na mnie miarą mojego ojca to nie chcę. Nie chcę dawać in satysfakcji, nie chcę żeby przebywając ze mną czuli, że są wśród starego Louisa. Wtedy czułbym, że nie istnieję. 
 Skończyłem swoją wypowiedź i poczułem, że po policzku spływa mi... łza ? Ja się rozkleiłem ? Kogo ja próbuję oszukać. Próbuję zgrywać twardziela i chama, a prawda jest taka, że potrzebuję czuć się kochanym. 
- Louis. - dziewczyna usiadła bokiem do mnie i dotknęła mojego ramienia. - Po prostu myślę, że Twoja mama mimo to, że ma wujka Niall'era to nie potrafi się przyzwyczaić do tego, że jej pierwszej miłości już nie ma. I dlatego próbuje go odnaleźć w Tobie, bo to Ty jesteś częścią jego. 
 Victoria zaczęła gładzić moje włosy, a ja czułem jak więcej łez spływa po moich policzkach, ale już mnie to nie obchodziło. Przy niej czułem, że mogę być... sobą. I tak, miała racje, jestem synem Abby Horan i Louisa Tomlinsona z krwi i kości i czy tego chcę czy nie to przypominam swego ojca wszystkim, tym bardziej, że bardzo za nim tęsknią. I muszę się do tego przyzwyczaić. 
- Lou. Proszę nie smuć się... - jej błagalny ton głosu sprawiał, że nie potrafiłem jej odmówić. Podniosłem głowę i spojrzałem na jej twarz. W jej piękne oczy, które wywoływały motylki w moim brzuchu. - I nie płacz. - dziewczyna widocznie zdziwiona tym co widzi położyła dłoń na moim policzku i otarła łzy, które zdążyły wypłynąć z oczu. Moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz od jej dotyku. Czułem, że mam gęsią skórkę, a włosy najeżyły mi się na głowie. 
Wiatr delikatnie wiał, a dodatkowo minusowa temperatura sprawiała, że czułem jak całe moje ciało traci temperaturę. Dodatkowo dłonie miałem całe sine. Poczułem, że czas się zbierać choć naprawdę nie chciałem tracić tej chwili. 
- Dziękuję. - wypowiedziałem patrząc w gwiazdy, gdy nagle dziewczyna podniosła głowę z mojego ramienia i spojrzała na mnie.
- Za co ? - tym razem to ja przeniosłem wzrok na nią i... Sam nie wiedziałem za co chcę jej podziękować. Za to, że jest teraz tutaj ze mną ? Ze to, że się przyjaźnimy ? Za to, że się w ogóle znamy ? Za to, że istnieje ? 
- Za to, że dzisiaj ze mną wyszłaś. Za to, że mogłem się komuś wygadać. Za to, że dzięki Tobie stwierdzam, że może to życie nie jest takie denne. - naprawdę to powiedziałem ? To było trochę głębsze wyznanie. Jednak Vicky się tym za bardzo nie przejęła tylko zaśmiała się uroczo. Podniosła się i podała mi rękę.
- Chodź tu geniuszu. - gdy wstałem ta przytuliła mnie do siebie z całej siły. Zszokowała mnie tym. Nie spodziewałem się tego, a co będzie dalej ? - To ja powinnam Ci podziękować. Za piątek. Gdyby to to...
- Hej hej proszę nie wracajmy do tego. - podniosłem jej brodę, a ta lekko się do mnie uśmiechnęła. - Chodźmy do domu i proszę nikomu nic nie mów o naszej rozmowie.
- No jasne. Tajemnicy dochowam zawsze. - dodała z uśmiechem i ruszyliśmy w stronę domu. 

♦♦♦

 Wybiła godzina 8, wiec zabrałem torbę na dół. Położyłem ją przy drzwiach i poszedłem do salonu gdzie znajdowała sie rodzinka Styles'ów. Gdy Vicky mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko i poklepała miejsce obok siebie na kanapie. Uśmiech miała po ojcu. Oczarować mogła nim każdego chłopaka. W tym mnie chyba najbardziej. 
- Co robicie ? - zapytałem patrząc wokół siebie. Harry trzymał laptopa na kolanach, pewnie jakieś sprawy służbowe. Swoją drogą niesamowite jak on potrafi dorośle wyglądać gdy jest skupiony. Z tego co widziałem na zdjęciach to kiedyś był ogromnym śmieszkiem. Zupełnie jak... tata.
- Ja oglądam film, a brakowało mi poduszki, bo mój TATUŚ. - postawiła nacisk jednocześnie patrząc na ojca. - Musiał sobie podłożyć poduszkę pod plecki, wiesz starzeje się i takie tam.
 Gdy kręcony mężczyzna to usłyszał machinalnie rzucił ową poduszką w córkę.
- Auć ! Tato ja nie potrzebuję, kolana Louis'a się do tego lepiej nadadzą. - odrzuciła poduszkę ojcu, a sama położyła swoją głowę tak jak powiedziała na moich kolanach. Uśmiechnęła się szeroko, a ja zacząłem się bawić jej lokami. 
- Tyle, że długo mnie nie będziesz miała, bo zaraz powinna przyjechać mama. - w momencie gdy to powiedziałem, usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. 
- Ja otworzę. - Emily podniosła się i poszła w stronę wyjścia. Victoria spojrzała na mnei ze smutną miną.
- Musisz jechać... 
-Niestety. - odpowiedziałem ze smutkiem podnosząc się z miejsca. - Ale wpadnę jeżeli będę mógł i mnie zaprosicie.
- No jasne. Wpadaj kiedy chcesz. - rzekł Harry odkładając swojego laptopa po czym ruszył w stronę drzwi.
- Cześć Bill. - rzuciłem do blondasa, który grał na telefonie, przybijając mu piątkę. - Dzięki za te upojne noce. - dodałem, a ten się zaśmiał. - I pamiętaj, masz dać znać.
- Oczywiście mój guru, od razu napiszę. - dorzucił jeszcze swój firmowy uśmiech i wrócił do gry. 
- Louis skarbie, chodź jedziemy ! - usłyszałem głos mamy dobiegający z daleka i jakieś słowa sprzeciwu państwa Styles'ów, którzy za wszelką cenę chcieli zaprosić rodziców do środka.
- Dzięki Vicky. - zwróciłem się do szatynki, która ustawiła się przede mną z uśmiechem. 
- To ja dziękuję. Widzimy się jutro w szkole. - dodała po czym mnie przytuliła tak mocno jak wtedy na spacerze. Odetchnąłem mocno wyczuwając zapach jej perfum. 
- Do jutra. - dodałem wychodząc z pokoju w stronę wyjścia grze ujrzałem cztery dorosłe osoby.
- Skarbie, tęskniłam za Tobą. - usłyszałem mamę, która od razu ucałowała mnie w policzek i przytuliła do siebie. 
- Jedziemy już ? - zapytałem postanawiając jednak na jakiś czas pozostać w swojej skorupie zimnego drania.
- Już już. Dziękuję jeszcze raz Harry, że zgodziliście się żeby Lou u Was został.
- Żaden problem, wpadajcie kiedy chcecie. Przecież jesteśmy jak rodzina. - dodał posyłając uśmiech mojej mamie, która podeszła do niego ze swoim mężem i pożegnali się z rodzicami dziewczyny w której byłem zakochany.
- Dziękuję, że mogłem tu zostać. - rzuciłem i ucałowałem Emily i podszedłem do Styles'a, który mnie przytulił do siebie.
- Odzywaj się jeżeli będziesz czegoś potrzebował lub gdy będziesz chciał pogadać. - szepnął mi na ucho co mnie trochę zdziwiło, ale pokiwałem głową.
- Cześć. - rzuciłem ostatni raz po czym wyszedłem z rodzicami z domu.


____________________________________________
 Dzisiaj dwa, bo jestem świnią i nie dodawałam nic rok i źle mi z tym i wiem, że już tego nie naprawię i wiem, że mnie opuścili ludzie i wiem, że żadna gadanina tego nie zmieni, wiec po prostu piszę rozdział, bo chcę dokończyć tego bloga ;))
Kocham
black.character