środa, 19 lutego 2014

11.

 - Louis, jak Ty się odzywasz do Niall'a ! Co Ty wyg... - mama krzyczała na mnie i byłem pewny, że jeszcze chwile i mogłaby stracić panowanie nad sobą i dostałbym w policzek. Lecz gdy zobaczyła minę Niall'a to urwała swoją wypowiedź.
- Skąd... skąd Ty cokolwiek wiesz ? - zapytał wyraźnie zdziwiony i oszołomiony. Nie wiedział co powiedzieć i jak się zachować ale na mnie to nie robiło najmniejszego wrażenia. W końcu odchrząknął i spojrzał to na mnie to na mamę. - Nie wiem skąd wiesz cokolwiek w tej sprawie i nie chcę w to wnikać. Abby nic Ci nie mówiłem, bo to było dawno temu i nie chciałem o tym pamiętać. To jest rozdział zamknięty i nigdy nie chciałem już sobie o tym przypominać. Ale skoro Louis tego chce to będę ,usiał Was wszystko wyjaśnić.
 Prychnąłem i pokiwałem przecząco głową. Co to czas na wymyśloną historyjkę ? Nie dam się mu tak łatwo. Moja mama i tak była w nim tak ślepo zakochana, że uwierzy w każde jego słowo.
- Rozumiem, że to zamknięty rozdział w Twoim życiu ale jako, że jesteśmy małżeństwem to powinniśmy o sobie wszystko wiedzieć. Ja Ci powiedziałam o mojej przeszłości. - powiedziała mama, a ja zauważyłem ogromne rozczarowanie i smutek wypisany na jej twarzy. Zrobiło mi się przykro.
- Wiem i przepraszam Abby. Nie powinienem, ale...
- Mamo mogę lizaka  - do salonu weszła Brooke z szerokim uśmiechem. - Proooosze. - zrobiła słodka minkę, a mi delikatnie uniosły się kąciki ust.
- Dobrze skarbie tylko idź do Liam'a do pokoju się z nim pobawić dobrze ? - mama dała jej słodycz na patyku, a ta pokiwała głową i podążyła w stronę schodów.
- To może od początku. - zaczął Niall, gdy szatynka zajęła miejsce obok niego., - Było to kiedy miałem 15 lat, zanim poszedłem do Xfactora. Mieliśmy ciężką sytuację, a rodzice odliczali pieniądze aby przetrwać do następnego miesiąca. Ja tymczasem wpadłem w złe towarzystwo. No i zaczęło się. Ale spróbowałem tylko raz. Dalej byłem tylko pośrednikiem. Miałem dostęp do narkotyków i innych używek, więc załatwiałem towar innym i pobierałem za to pieniądze do czasu gdy zacząłem poważniej myśleć o Xfactorze. Wtedy rzuciłem wszystko i... Dalszą historię już znacie. Przepraszam, że Wam nic nie powiedziałem, ale nie chciałem o tym wspominać, nie ma czym się szczycić, po prostu chciałem pomóc lecz nie umiałem. - zapadła cisza, a ja nie wiedziałem co o tym wzzhstkim myśleć. Mówił to z przekonaniem. Czgli musiała to być prawda. Wygłupiłem się, ale nie chciałem tego po sobie pokazać.
- Niall... - zaczęła mama - Ja... Rozumiem, wierzę Ci tylko... Mogłeś mi powiedzieć. - wstała po czym przytuliła swojego męża. Uznałem, że powinienem coś powkedzieć, ale nie wiedIałem co. Z drugiej strony, nie chciałem czuć wobec niego jakiegoś długu wdzięczności, więc postanowiłem nie brać nerki.
- To nie zmienia faktu, że nerki i tak od ciebie nie chcę ! - krzyknąłem i pobiegłem do swojego pokoju. Spojrzałem na telefon i ujrzałem jedna wiadomość.
"Ty już pewnie w domu leniuchujesz, a ja się męczę jeszcze z hiszpańskim"
Od Victorii. Taa leniuchuje. Wolałbym już męczyć się w szkole niż czekać na kazanie rodziców. Nim zdążyłem odpisać, do pokoju wbiegła rozzłoszczona mama
- Co to ma znaczyć ?! Jak Ty się odzywasz do mnie i do Niall'a ? On Ci chce podarować narke a Ty jakieś fochy strzelasz ? Mój drogi on robi to ze swojego dobrego serca więc pokaż, że Ty też je masz i przyjmij od niego pomoc. - zakończyła swoją wypowiedź patrząc na mnie karcącym, a zarazem pełnym nadzieji spojrzeniem.
- Mamo. Ja nie chcę pomocy od kogoś kto żyje w kłamstwie, a poza tym...
- A Ty nas nie okłamujesz ? Przecież ile razy wracałeś poobijany, a Twoimi wymówkami były powiedzenia, że się przewróciłeś czy potknąłeś - przerwała mi i tym samym spowodowała, że nie wiedziałem co powiedzieć. Miała rację. W kłamaniu byłem bezbłędny, a wytykałem to innym. - Proszę przemyśl swoje zachowanie, bo jutro z rana jedziemy do szpitala.
- Chyba sobie żartujesz ? - znów się zerwałem. Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że ja nie chcę od niego pomocy nawet jeśli w kłamaniu jestem gorszy od niego i nawet jeśli on jest najlepszą osobą na świecie ?
- Na dializę. - skwitowała po czym wyszła z pokoju. Dobrze, mogłem się tak męczyć, a może znajdzie się ktoś inny kto podaruje mi nerkę. Zresztą... Czemu mama nie może tego zrobić ?

"Spotkamy się wieczorem ?"
Wysłałem sms'a do Victorii. Chciałem jej zapytać o radę, albo po prostu wygadać się.
"Jasne. Może spacer ?"
"Przyjdę po Ciebie o 19".
"Będę czekać"
Położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Miałem mętlik w głowie. On chce mi pomóc, a ja to odrzucam. Dlaczego ? Wydawało mi się, że znam odpowiedź, ale nikt nie mógł mi w tym momencie pomóc. Powoli miałem dość samego siebie. Czułem się jakby ugryzł mnie wąż, a ja nie potrafiłbym wyssać z siebie jadu.
- Jestem okropnym człowiekiem. - powiedziałem na głos po czym zacząłem analizować wszystko w głowie. Mama ma mnie dość, Niall... sam nie wiem jak on mnie traktuje... Liam się mnie boi i nie chce ze mną rozmawiać, a Brooke jest za mała, żeby cokolwiek zrozumieć. Co do reszty rodziny było podobnie. Tylko Victoria była moją nadzieją na poprawę. I może właśnie powinienem poddać się tej przemianie...
 Gdy wybiła dana godzina, ubrałem się i bez słowa opuściłem dom po czym pospiesznie podążyłem w stronę domu Styles'ów. Śnieg jak zwykle padał, a ja naciągając kaptur przyspieszyłem kroki u schowałem dłonie do kieszeni. Szatynka właśnie zamykała za sobą drzwi gdy zbliżałem się. Z uśmiechem ruszyła w moją stronę, a ja mimo tego nie potrafiłem. Chyba po raz pierwszy od dawna.
- No co jest Louis ? - zapytała po czym mnie przytuliła.
- Emm... Muszę Ci coś powiedzieć. - zacząłem a ta spojrzała na mnie z przerażeniem. - Przejdziemy się ?
- Mów co jest. - odpowiedziała od razu po czym ruszyła za mną. Sam nie wiedziałem jak ona zareaguje na tę wiadomość.
- Przyszły wyniki badań i okazało się, że mam chore nerki. - wypowiedziałem, a ta zrobiła wielkie oczy. - I Niall ma być dawcą.
- To chyba dobrze ? - zapytała, a ja skrzywiłem się. Już sam nie wiedziałem. Miałem ochotę rzucić się na górę śniegu i zostać tam, żeby ktoś sam za mnie zadecydował.
- Tyle, że ja... Ja nie chcę żeby on coś dla mnie robił. Po prostu nie chcę mieć jakiegoś długu wdzięczności.
- Normalny jesteś ? - spojrzałem na nią, a ta wytrzeszczyła oczy w moją stronę. Odpowiedź brzmiała nie, ale to już wiedziałem od dawna. - Przecież on chce Ci pomóc, więc przyjmij tą pomoc.
- Tyle, że ja nie chcę jego pomocy rozumiesz ? On jest dla mnie jak obca osoba, już prędzej przyjąłbym pomoc od wujka Zayn'a czy od Harry'ego. - znów to robiłem. Myślałem, że chcę się zmienić, a gdy już byłem przekonany nagle zmieniałem zdanie i wszystko psułem.
- Zastanów się czasem co mówisz. Przykro mi Louis ale zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Ktoś Ci ofiaruje pomoc, kocha Cię, opiekuje się Tobą, a Ty tego nie doceniasz. - wyrzuciła mi wszystko w twarz, a mnie aż zabolało. Miała rację, tylko nie rozumiała jednego...
- No wiesz łatwo Ci mówić skoro nie masz takich problemów jak ja. Nie jesteś chora, masz kochającą rodzinę, masz prawdziwego ojca i prawdziwą matkę, którym możesz powiedzieć wszystko. Możesz mieć wszystko czego pragniesz na świecie, ale to ja jestem rozkapryszonym dzieckiem ? - dlaczego to powiedziałem ? Może po prostu... tak czułem ? Czułem się poszkodowany z powodu, że nigdy nie poznałem swojego ojca, że nigdy nie usłyszałem jego głosu, śmiechu. Nigdy nie powiedział mi, że cieszy się, że ma takiego syna jakim jestem.
Zauważyłem, że dziewczynie napłynęły łzy do oczu. Dopiero teraz zrozumiałem co tak naprawdę powiedziałem.
- Vicky ja... Ja nie chciałem przepraszam, to nie tak. - jednak to nie pomogło, bo szatynka już płakała. Chciałem ją przytulić, chociażby dotknąć, ale nie potrafiłem, wiedziałem, że mnie odrzuci.
- Powiedziałeś dokładnie to co chciałeś. To nie moja wina, że mam szczęśliwą rodzinę, chociaż ojca nie widzę wcale tak często, bo ma pracę, teraz ma podjąć następną, nie wiadomo po co, więc jeszcze rzadziej będę go widywała. Ale Ty masz to gdzieś. W Twoim świecie istniejesz tylko Ty. Więc pozwól, że ja z niego odejdę, ale duszę się pośród Twojego egoizmu. - osoba, którą kochałem wyrzuciła mi w twarz co o mnie myśli, a mnie to strasznie bolało. Nie wiedziałem, że ma mnie za samoluba. Przecież nie interesowałem się tylko sobą. Chyba, że... Nie, to nie jest prawda. - Muszę już iść. - ruszyła w stronę domu, a ja chciałem ją zatrzymać. - Nie dotykaj mnie ! Idź sobie, bo nie mam ochoty Cię oglądać.
- Ale Vicky...
- Zostaw mnie ! - dorzuciła głośniej co spowodowało, że prawie podskoczyłem. Była na mnie wściekła i nie ukrywała tego.
- Przepraszam.
- Nie interesuje mnie to. - ruszyła truchtem w stronę swojego domu, a ja stałem w miejscu wsłuchując się w jej kroki mając ochotę cofnąć czas....

♦♦♦

- Louis wstawaj. Jedziemy na dializę. - obudził mnie głos mamy, a ja skrzywiłem się. Nie spałem pół nocy. Zresztą wróciłem późną porą. Spacerowałem po okolicy rozmyślając nad wszystkim. Od kiedy Vicky nie chce mnie znać czuję jakbym stracił już wszystko. - No dalej dalej. - pospieszyła mnie, a ja z jękiem podniosłem się z łóżka i powędrowałem do łazienki.
 Uszykowany już zszedłem na dół żeby coś zjeść. Po kilkunastu minutach siedziałem już w aucie wraz z mamą i jej mężem.
- Po co jedziemy w trójkę ? - chciałem od razu zapytać dlaczego ON jedzie, ale stwierdziłem, że oszczędzę sobie kazań. Zresztą, nie miałem ochoty z nikim rozmawiać a tym bardziej się kłócić.
- Żebyśmy wiedzieli gdzie dokładnie iść, bo na dializy będziesz musiał jeździć co 3 dni. - pokiwałem tylko głową i do samego końca trasy nic się nie odezwałem. Weszliśmy do ogromnego budynku i od razu wykrzywiłem się czując tak znienawidzoną przeze mnie woń. Ruszyliśmy korytarzem do odpowiedniego oddziału. Po drodze mijałem wiele chorych pacjentów. W tym małe dzieci. I tych właśnie ludzi będę widywał kilka razy w tygodniu. - Zaczekaj tu. - mama pozostawiła mnie na boku korytarza po czym sama poszła z Niall'em do recepcji. Niewątpliwie szeptali jakby nie chcieli abym cokolwiek usłyszał. Po chwili wrócili, a ja spojrzałem na nich krzywo.
- Dobrze to chodź.
- Powiedz gdzie to dam sobie radę. - odpowiedziałem, a ta widocznie się zmieszała.
- Ostatnie drzwi na prawo. - rzuciła po czym nie wiedziałem dlaczego przytuliła mnie jakbym miał umierać. Spojrzała na mnie ostatni raz, a ja miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Zdziwiło mnie to trochę. Ruszyłem korytarzem po czym zapukałem do drzwi. Słysząc formę grzecznościową wszedłem do środka.
- Pan Louis Horan, zgadza się ? - zapytał już na wejściu lekarz, a ja pokiwałem głową. Rozejrzałem się i zdziwiło mnie to, że w sali było łóżko szpitalne. Spodziewałem się raczej jakiegoś fotela. - Proszę usiąść. - rozkazał mi, a ja wykonałem polecenie. Zacząłem się trochę denerwować. Sala była niesamowicie biała i jasna co trochę raziło w oczy. Rozebrałem kurtkę po czym czekałem na lekarza, który już miał strzykawkę w ręce choć nie bardzo wiedziałem po co. Po chwili jednak poczułem ukłucie w ramieniu. - I jak się pan czuje ? - zapytał, a ja się zmieszałem. Chyba nie tak wygląda dializa ?
- Emm... dobrze ?
- Żadnych zawrotów głowy, mdłości. - powiedział to niezwykle uważnie mnie obserwując, a ja poczułem, że robię się senny.
- Znaczy... Trochę tak jakby... - czułem, że ciemno robi mi się przed oczami. Co się dzieje ? Przecież miałem tu przyjść na zwykłą dializę ! Po chwili nie czułem już nic. Była tylko ciemność.


__________________________________________________
 Ferie się skończyły także płaczę i wstawiam dopiero dzisiaj. Następny rozdział będzie chyba krótszy i z perspektywy Abby. Tylko ten jeden mam na razie zamiar napisać z perspektywy kogoś innego. No i jeżeli ktoś czytał PNNSP to szykujcie się na pewną powtórkę, która mnie niesamowicie cieszy ;))
 Rozdział średnio mi się podoba i pewnie jakieś błędy są, bo część pisałam na telefonie ;))
Kocham
black.character




3 komentarze:

  1. Zaczęłam czytać rozdział i miałam ochotę tak wyjechać na Louisa z powodu jego zachowania, itp. Na szczęście Vicky też zauważa to, że chłopak zachowuje się jak rozkapryszone dziecko... Nie chce nerki od Nialla, bo brał jak był nastolatkiem? Czy to, że nie jest jego ojcem? Zastanawia się, dlaczego mama nie może mu jej dać? Może po prostu wystarczy podziękować, ponieważ jest wiele tysięcy osób, które potrzebuje nerki, ale nie ma osoby, która z dobrego serca podarowałaby jej. To, że nie poznał swojego ojca, to nie koniec świata. Słyszał o nim wiele dobrego, ale nigdy go nie poznał, nigdy on nie zrobił nic dla niego... Powinien być dumny z tego, że jego biologicznym ojcem był Louis Tomlinson, chłopak, który podbijał serca czytelniczek w poprzednim blogu, ale nie powinien mówić Vicky, że to ona ma kochającą rodzinę. Gdyby otworzył oczy, też ujrzałby, że ma kochającą rodzinę. Ach, i denerwuje mnie jego wypowiedzi typu "mama i jej mąż"... Mam nadzieję, że to co się dzieje z Louisem nauczy go doceniać, to co dostał od losu.
    Uwielbiam ten blog, wzbudza we mnie takie emocje, jak widzisz... Po prostu to co piszesz można przełożyć na prawdziwe życie, to co tutaj piszesz może dzieje się w jakiś rodzinach... Lecz zachowanie Lou pasuje do bardzo wielu młodych ludzi, oni również nie doceniają tego, co dostali od losu. Przykre.
    Kochana na spokojnie pisz kolejny rozdział, jak widzisz - mi bardzo się podobał :D
    Pozdrawiam,
    Kinga.

    P.S. Przepraszam za błędy, ale emocje wzięły górę

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja poprostu dodam , że to co tworzysz jest wspaniałe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Nominowałam Cię do Liebster Award! Informacje znajdziesz w zakładce o tej samej nazwie na moim blogu!
    Pozdrawiam,
    Kinga.

    http://wszystko-ma-swoj-poczatek-i-koniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń